Też macie takie wrażenie, że do niektórych filmów jeden aktor pasuje idealnie, a inny zupełnie nie i gdyby w nich wystąpił, stworzyłby alternatywną, wręcz surrealistyczną rzeczywistość?
Wyobrażacie sobie Billa Murray'a jako Jack'a Sparrow'a albo Indianę Jones'a albo Hana Solo albo, o zgrozo, Batmana?
Jako Forrest Gump jeszcze by uszedł; Charlie z "Rain Man'a" - ok; ojciec Kevina, który został sam w domu - również.